Uczniowie klasy VI odwiedzili wioślarską przystań Kolejowego Klubu Sportowego „Unia Tczew”. Wycieczka do Tczewa okazała się pełna sportowych wrażeń oraz nowej wiedzy technicznej i historycznej o lokalnym sporcie.
Uczniowie mogli poczuć się jak nowi adepci wioślarstwa. Na początku zapoznali się z obiektem i zasadami, jakie panują na przystani i pomoście. Pomost okazał się dużą frajdą. Tajemnicza mgła, spokojnie płynąca Wisła, cisza i spokój pozwoliły wsłuchać się w wioślarskie historie trenera o pomoście oraz o trudach i osobliwościach, związanych z tym pięknym sportem. Pomost pływający wraz z poziomem Wisły na metalowych szynach, tu w Tczewie, to fenomen na skalę europejską. Szybki wyścig, kto pierwszy na górze wału, dał poznać, że samo znoszenie sprzętu musi być dobrą rozgrzewką dla sportowców.
Później weszliśmy do przystani. Z mgły i dużych wrót wyłoniły się wioślarskie łodzie. „Woow” – tutaj czwórki, dwójki, jedynki – pięknie zadbane łodzie, ciasno upchane w hangarze, robią wrażenie. Najpierw poznaliśmy szczegóły na temat wioseł. Unia Tczew specjalizuje się w wiosłach „krótkich”, czyli wioślarstwie symetrycznym. Wiosła są krótsze, ale każdy trzyma dwa, niemal 3-metrowe wiosła. Ale wcale nie sprawiały wrażenia krótszych, za to zadziwiały nas lekkością i trwałością. Jak się okazało, takie wioślarskie wiosła są dość skomplikowane. Każde można indywidualnie ustawić pod zawodnika i każdy wioślarz posiada własną parę, różniącą się długością. Poznaliśmy takie zagadnienia jak włókno węglowe, do-ręczna, pierścień, pióro, łezki i siekiery.
Uczniowie poznali też historię wychowanka Unii Tczew – Mateusza Biskupa, olimpijczyka oraz aktualnego mistrza świata, który przechowuje tu, w rodzimym klubie, swojego skiffa (jedynkę – jednoosobową łódź wioślarską). Mateusz, pomimo światowej kariery, zawsze woli wracać do Tczewa (obecnie jest zawodnikiem klubu z Bydgoszczy). W wolnym czasie trenuje w Unii. Dzieci dowiedziały się, jak sport otwiera świat, ile można dzięki niemu zwiedzić, ile poznać ludzi, jak zarabiać bez chodzenia do pracy, a przede wszystkim, jak dzięki ciężkiej pracy można spełnić najróżniejsze marzenia.
Łodzie okazały się nietuzinkowe. Każda łódź posiada techniczne niuanse, a przede wszystkim imię i swoje historie, aż by się chciało powiedzieć – duszę. Łodzie dla wioślarzy, to nie tylko sprzęt do ścigania, ale część ich sportowego życia. Po treningu nie tylko jest wycieranie i mycie, ale także ustawianie kątów, wysokości, podnóżków, odsadni, dulek, a i nie rzadko snucie opowiastek o tym, jaki medal, gdzie i z jakim składem zdobyła owa łódź.
Najciekawszy okazał się fakt pływania tyłem do przodu! Wioślarze jako jedyni sportowcy nie widzą, gdzie zmierzają, a najlepsi zawsze oglądają plecy swoich rywali. Wioślarze dla osiągnięcia większych prędkości i wykorzystania wszystkich mięśni, wykonują ruchy tyłem do kierunku „jazdy”. Dodatkowo wcale nie plecy są najważniejsze, ale nogi, które napędzają cały ruch, odpychając się od podnóżek. Wioślarz na specjalnym wózku może wyprostować nogi, a następnie dokończyć ruch plecami. Ręce, niczym haki, wyłącznie kończą ruch i dbają o równowagę.
Po zwiedzaniu klubowych zakamarków, udaliśmy się na salkę ćwiczeń, wykonać swój pierwszy wioślarski trening. Uczniowie mieli okazję trenować na ergometrach – profesjonalnych symulatorach wioślarstwa. Nie trzeba było nikogo namawiać, po rozgrzewce zaczęła się rywalizacja i wyścigi. Na dystansie 100 metrów każdy chciał ustanowić jak najlepszy czas. Dystans był dużo mniejszy niż na prawdziwych wyścigach, bo olimpijski wynosi 2000 m. Ruch wioślarski okazał się dość trudny, a utrzymanie na w/w wózku nie takie proste. Nie brakowało emocji i zmęczenia, ale dzieciom towarzyszyło zadowolenie.
Po treningu uczniowie wyciszyli się, spacerując wzdłuż Wisły. Rozpływająca się mgła odsłaniała przed nami coraz więcej okolicznej przyrody. Tablice informacyjne dodały nam wiedzy na temat zwierzyny, zamieszkującej rzekę i dolinę.
Wyjazd był bardzo udany. Wioślarstwo okazało się pięknym elitarnym sportem. Trudnym do uprawiania, ale dającym wiele w zamian. Nie tylko usprawnia fizycznie, ale także pozwala cieszyć się pięknem przyrody jak mało który sport. Widać, że taka przystań to nie tylko miejsce treningów, ale drugi dom dla sportowców, pełen przygód, historii i przyjaźni. Uczniowie już czekają na kolejne zajęcia, kiedy to zejdą na Wisłę i zostaną prawdziwymi wioślarzami.
Karol Arczewski